sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 32

 Dwa dni po poznaniu Jay – mamy Louisa spotykałem się z moim chłopakiem tylko w szkole. Czekaliśmy aż Jay postara się załatwić spotkanie z moja mamą byśmy w końcu mogli dowiedzieć się o co chodzi. Anne – czyli moja rodzicielka raczej nie domyśliła się, że uciekłem tamtego dnia z domu. Przynajmniej nic nie powiedziała. Nadal się do siebie nie odzywaliśmy, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Chociaż może gdybym przeprosił ją za takie zachowanie to oddałaby mi komórkę. Która była mi ogromnie potrzebna, bo nie mogłem skontaktować się z Lou, co rozdzierało mnie od środka. Ratowało mnie tylko to, że nadal widziałem go w szkole, nawet jeśli było to tylko kilka minut na przerwie. Dziś na jednej lekcji , która była przed lunchem,, pisaliśmy dyktando. Nauczyciel oznajmił nam, że gdy ktoś napisze przed końcem lekcji może wyjść z klasy. Podejrzewam, że zrobił to tylko dlatego, że nasza klasa długo nie usiedzi spokojnie, więc nie chciał byśmy przeszkadzali tym uczniom, którzy piszą dłużej, by po prostu lepiej napisać. Konkretniej mówiąc byśmy nie przeszkadzali kujonom. Dyktando udało mi się napisać w 25 minut. Oczywiście nie byłem pierwszy, ponieważ dwóch chłopaków oddało kartki od razu po tym jak je dostali. Myślę, że napisali aby swoje imiona i nazwiska nawet nie czytając treści danego dyktanda. Nawet będąc takimi nieukami, zadania nie były takie trudne i udałoby im się zrobić cokolwiek, tak by nie dostać kolejnej oceny niedostatecznej. Spakowałem piórnik do torby, zarzuciłem ją na jedno z ramion oraz chwyciłem kartkę i odniosłem ją na biurko nauczyciela. Mruknąłem ,,dowidzenia’’ i wyszedłem z klasy. Miałem jeszcze około 20 do końca tej lekcji, więc wyszedłem na chwilę na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Postanowiłem przejść się wokół szkoły i przechodząc obok boiska, dostrzegłem na nim biegających już za piłką chłopaków z mojej klasy.
- Grasz z nami Harry/ – usłyszałem krzyk należący do Josh ‘a , stojącego aktualnie na bramce
- Nie, dzięki – odkrzyknąłem i usiadłem na ławce, by popatrzeć jak grają. Nie chciałem z nimi grać dlatego, że nie byłem najlepszy w tym sporcie. Znacznie bardziej, wolałem patrzeć jak ktoś gra i męczy się próbując dobiegnąć i odebrać piłkę przeciwnikom. Przyglądałem się rozgrywanemu ,,meczowi’’ przez około 10 minut, podczas których padło 3 bramki dla jednej drużyny, a dla drugiej 2 bramki. Wstałem z ławki i wszedłem do szkoły, a potem skierowałem się do stołówki. Usiadłem w naszym stałym miejscu, odkąd poznałem Lou i czekałem aż zadzwoni dzwonek. Nie musiałem długo czekać, by w mojej głowie zadudnił znienawidzony prze zemnie dźwięk. Po chwili dostrzegłem biegnącego w moją stronę Tomma z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co się stało? – zapytałem, gdy był już obok mnie
- Mama wysłała mi sms-a, że dziś po szkole idziemy do ciebie i w końcu wyjaśnimy tą sytuację – wyjaśnił, przez co na mojej twarzy również zagościł uśmiech podobny do tego co miał Lou. Bardzo się ucieszyłem, bo może dzięki temu spotkaniu wszystko się wyjaśni. . przez moją głowę jednak przebiegła myśl, że ta wiadomość może byś zła, no bo w końcu nie mogliśmy się spotykać, tak? Nie wiem czemu, ale wcześniej takie myśli nie gościły w mojej głowie. Odsunąłem je jednak na bok i dalej cieszyłem się z Tomlinsonem. Dowiedziałem się, że Lou kończy zajęcia dziś o tej samej godzinie co ja, więc zaproponował mi, że razem pojedziemy do niego, bo będzie szybciej, gdyż on jeździ samochodem, a potem wraz z jego mamą udamy się do mnie.. przystałem na ten plan i gdy znów usłyszałem dzwonek udaliśmy się do swoich klas..
Po skończonych zajęciach wyszedłem przez szkołę, by poczekać na mojego chłopaka, którego jeszcze nie było. Poczekałem kilka minut i poczułem czyjąś dłoń na mojej. Odkręciłem się i spostrzegłem Lou.
- Chodź.. – rozkazał i pociągnął mnie w stronę parkingu, gdzie zaparkowany był jego samochód. Wsiedliśmy do niego, zapięliśmy pasy i Lou odpalił samochód. Po niedługim czasie znaleźliśmy się u niego w domu, ponieważ miał jeszcze bliżej do szkoły niż ja i naprawdę nie rozumiem po co jeździł samochodem, no ale nie ważne.. samochód mamy Lou również stał już na podjeździe, co oznaczało, że Jay jest już w domu. Gdy weszliśmy do środka , a jego mama stała już gotowa do wyjścia
- To co idziemy chłopcy? – zapytała z uśmiechem, chociaż mogłem dostrzec w jej głosie nutkę zdenerwowania lub stresu
- Tak, tylko zaniosę torbę odezwał się Lou i pobiegł w stronę swojego pokoju
- Wszystko będzie dobrze, nie martw się – szepnęła do mnie Jay pocieszająco, na co tylko przytaknąłem z lekkim uśmiechem. Po chwili pojawił się Lou, więc wyszliśmy z domu
- Kto prowadzi? – skierował swoje pytanie Lou do swojej mamy
- Ja i jedziemy moim samochodem – odparła, więc posłusznie skierowaliśmy się do odpowiedniego samochodu bez słowa znaleźliśmy się w moim domu.. wszyscy grzecznie przywitaliśmy się z moją mamą, po czym zaprowadziłem ich do salonu, gdzie na stoliku po chwili znalazła się kawa i herbata z owocami i słodyczami.. usiadłem po jednej stronie kanapy obok Lou, a po drugiej nasze mamy.
-No dobrze… na początku powinniście wiedzieć, żę to co za chwilę usłyszycie nie jest pewne, ale prawdopodobne..- zaczęła moja mama, ale jej przerwałem
- Po prostu chcemy to usłyszeć.. – jęknąłem
- Więc, PRAWDOPODOBNIE jesteście braćmi – oznajmiła niepewnie mama Louisa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz