sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 30

Poprzedniego wieczora, gdy moja mama naskoczyła tak na Louisa i kazała mu opuścić nasz dom, nie odzywałem się do niej do końca dnia i nie mam zamiaru dopóki nie wyjaśni mi o co chodzi. Zwlokłem się z łóżka, przygotowałem do szkoły i nawet nie wchodząc do kuchni, by przywitać się z rodzicielką, czy chociaż zjeść śniadanie wyszedłem z domu kierując się do szkoły. Miałem nadzieję, że chłopak będzie siedział przed budynkiem wraz ze swoimi przyjaciółmi, lecz go nie było. Zrezygnowany wszedłem do środka i usiadłem na ławce przed klasą , w której miałem mieć teraz chemię. Rozglądałem się jeszcze do uczniach, ale niestety go nie dojrzałem. Wraz ze dzwoniącym dzwonkiem zjawiła się nauczycielka – p. Sparks. Jest ona dość ostra i nie ma z nią żartów. To kobieta w podeszłym wieku, więc ma swoje zasady, których trzeba się trzymać. Posłusznie zajęliśmy swoje miejsca i przywitaliśmy się z nią. Zawsze miała ten sam wyraz twarzy, więc wszystkiego można było się po niej spodziewać. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby się uśmiechała, no ale to chyba dobrze, bo nie chciałbym zobaczyć jej zębów.

- No dobrze kochani – zaczęła miłym głosem( czyli coś naszykowała dla nas), po tym jak sprawdziła obecność – Dziś zrobimy sobie niezapowiedzianą kartkóweczkę z ostatnich trzech rozdziałów – dodała i wyciągnęła kartki ze swojej podręcznej torby i podała je Josh’owi siedzącemu w pierwszej ławce, by rozdał je wszystkim uczniom. Nie jestem prymusem z chemii, no ale też nie było tak źle. Gdy dostałem kartkę podpisałem ją i napisałem to co wiedziałem, a następnie oddałem pani Sparks.
Po skończonej lekcji nawet nie miałem czasu , by rozejrzeć się za Louisem, ponieważ przerwy mieliśmy krótkie, więc aby udałem się do swojej szafki, by wziąć potrzebne ksiązki i udałem się pod salę. Siedziałem z nadzieją, że na lunchu spotkam mojego chłopaka. Lekcje mi się strasznie dłużyły, ale gdy zadzwonił wyczekiwany dzwonek szybko pobiegłem w w wyznaczone miejsce. Potrąciłem przez przypadek jakąś niską brunetkę, ale od razu przeprosiłem i nie zawracałem sobie nią dłużej głowy. Wchodząc do odpowiedniego pomieszczenia na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, gdyż zauważyłem siadającego przy tym stoliku co zawsze Tomlinsona wraz z Stanem i George’iem. Gdy Louis mnie dostrzegł w jego oczach pojawiły się iskierki radości. Podszedłem do niego i wymieniliśmy się szybkim przytulasem. Zająłem miejsce obok niego i od razu usłyszałem głos należący do Tomma
- Dzwoniłem i pisałem do ciebie wczoraj chyba ze sto razy.. jak nie więcej
- Przepraszam, ale mama zabrała mi komórkę, do laptopa też się pewnie nie dotknę, a oprócz tego, dała mi szlaban, sam nie wiem za co, no i przede wszystkim mam od razu wracać po szkole do domu i mam zakaz spotykania się z tobą – odpowiedziałem z westchnięciem. Tym razem w jego oczach pojawił się ból
- Muszę w takim razie porozmawiać z moja mamą, może ona coś nam wytłumaczy- odezwał się po chwili masując moje plecy
- No nie wiem. – odparłem zrezygnowany
- Spokojnie.. Damy radę- próbował mnie pocieszyć
- Może spróbowałbyś się jakoś wyrwać z domu niezauważony, ja podałbym ci mój adres i wpadłbyś do mnie. Co ty na to? Powiedzielibyśmy od razu mojej mamie… – zaproponował Louis, gdy nic nie odpowiedziałem
- No dobra, ale nic nie obiecuje, bo moja mama jest jak FBI, ona wszystko widzi – oznajmiłem, przez co z ust starszego chłopaka wypłynął chichot. Schylił się po torbę i wyciągnął z niej kartkę i długopis. Zapisał coś na niej, złożył, a następnie wsunął mi do kieszeni w spodniach, klepiąc przy tym moje udo. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę z powrotem udaliśmy się do klas, bo dzwonek zadzwonił na lekcję. Po skończonych zajęciach znów nie miałem okazji spotkać się z Louisem, bo on miał jeszcze jedną lekcję. Udałem się do domu, gdzie czekała już na mnie mama z obiadem. Znów bez słowa usiadłem przy stole. Zjadłem pospiesznie obiad nawet na nią nie zerkając i skierowałem się do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku i zaczynałem rozmyślać plan jak wydostać się z domu. Na pewno wyjście przez drzwi odpadało. W ogóle wyjście przez dół odpadało. Zostało mi jedynie wydostać się jakoś przez swój pokój. Podszedłem do okna i zacząłem się przyglądać temu co za nim się znajduję. W sumie to nie było tak wysoko, a poza tym, gdybym wychodził przez okno, to znalazłbym się na dachu garażu. Gorzej by było z wejściem niż z zejściem ale, tym teraz się nie martwiłem. Louis miał jeszcze lekcje, więc wróciłem z powrotem na łóżko. Poleżałem z pół godziny, a potem zdecydowałem się na realizację mojego planu. Zszedłem na dół dla niepoznaki, by napić się soku. Moja mama oglądała telewizję, ale mnie zauważyła. Udałem się znów na górę, zamknąłem drzwi na klucz i podszedłem do okna. Otworzyłem je i już miałem wychodzić , ale nagle przypomniałem sobie o kartce , na której był adres do Louisa. Sięgnąłem do kieszeni, ale nigdzie jej nie było. Spanikowany przejrzałem wszystkie kieszenie, ale tam też nic. Zacząłem rozglądać się po pokoju i mój wzrok padł na coś białego leżącego obok drzwi. Podbiegłem tam z nadzieją, że to jest to czego szukam. Rozwinąłem ją i dostrzegłem pismo Lou’iego. Odetchnąłem z ulgą i schowałem ją znów do kieszeni, wpychając na sam spód. Zbliżyłem się po raz kolejny do okna i ostrożnie wyszedłem z pokoju na dach. Zsunąłem się , a następnie zeskoczyłem na trawę. Przeszedłem obok domu, tak by nie było mnie widać w żądnym oknie, przez które mógłbym zostać zauważony przez moją mamę. Będąc już w oddali od mojego domu zerknąłem na kartkę z dresem i ruszyłem w wyznaczonym kierunku. Stanąłem przed odpowiednim domem. Był duży, czerwony, z ogródkiem pełnym kwiatów. Podszedłem do drzwi i niepewnie nacisnąłem dzwonek, a już po chwili otworzyła mi je kobieta uśmiechem na ustach.

1 komentarz:

  1. To jest zajebiste, ale mam jedną uwagę:
    -One jest jak FBI... wszystko widzi.
    Tu zamias FBI pasował by mi Big Brather.

    Poza tym koooooooooocham, i miej tą świadomość!

    OdpowiedzUsuń